Pomagaliśmy od samego początku. Po cichu i w ukryciu. Przez długi czas obawialiśmy się opinii takich, których stać na luksus pomagania, bo sami mają świetlane życie. Marzyliśmy o założeniu fundacji, która ułatwiłaby nasze działania, lecz obawy o odbiór społeczny „skutecznie” nas powstrzymywały.
A chcieliśmy tylko jednego – po prostu pomagać.
Życie to fala, wzbijająca się i opadająca. Śmierć Piotra, mojego ukochanego szwagra, nie mogła być końcem. Wyrwała nam serca z piersi, ale to właśnie ten ból skłonił nas do czynu i do przekraczania własnych lęków.
Tak właśnie narodziła się Fundacja Rodziny Maj imienia Piotra Maja
Nie przesadzę, mówiąc, że kocham pomagać. Moje serce bije w rytm empatii, głęboko zakorzenionej w potrzebie działania. Gdy wojna rozpętała się w Ukrainie, nie mogłam siedzieć bezczynnie. Byłam gotowa ruszyć, niezależnie od godziny, niezależnie od zmęczenia. I zrobiliśmy to.
Nasza fundacja nie zna granic. Wspieraliśmy ofiary pożarów, chorych, biednych i bezdomnych. Jednak dzieci są mi szczególnie bliskie. Niesienie pomocy maluchom onkologicznym, także nieuleczalnie chorym, jest tym, co pomaga mi utrzymywać serce w jednym kawałku.
Bardzo zależy naszej Fundacji na wsparciu Oddziału Onkologii i Hematologii Dziecięcej Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Wiem, jak ogromną determinację, by ratować życie, mają osoby tam pracujące. I wiem, jakiego wsparcia potrzebują, by móc w pełni rozwinąć skrzydła. Świadomość, że można ulżyć w cierpieniu, a nawet podnieść szanse na życie chociaż jednego dziecka – nie pozwala mi na bycie bierną.
A ponieważ zawsze jest dobry moment, aby dołączyć i razem z nami pomagać, to poruszę niebo i ziemię, by zapewnić dzieciom leczenie na jak najwyższym poziomie.