Źródło dobrej inspiracji

Poznaj historię Piotra.

Człowieka o ogromnym sercu, od którego wszystko się zaczęło.

Fundacja została nazwana imieniem Piotra Maja. Tak mogliśmy uczcić pamięć człowieka niezwykłego, który zawsze wolał dawać, niż brać. Słuchać, niż być słuchanym. I nieść pomoc, niż samemu o nią prosić.

Przez lata Piotr nieustannie poświęcał swój czas na rzecz tych, którzy potrzebowali pomocy.

Dlatego my dziś pragniemy kontynuować jego dzieło, dbając o wsparcie dla wykluczonych i często zapomnianych oraz niosąc pomoc tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna.

Piotr był człowiekiem, który nie potrzebował wielkich słów, by mówić o ważnych rzeczach.
Wystarczył jego spokój. Gest. Uśmiech, który pojawiał się w kąciku ust, gdy widział, że komuś zrobiło się cieplej na duszy.

Miał wiele pasji interesował się ludźmi i światem. Ale jedna z nich była jego prawdziwym azylem. Wędkarstwo. Tam, nad wodą, znajdował równowagę. Cisza jeziora była dla niego rozmową, a każdy poranek z wędką w dłoni – medytacją. Potrafił siedzieć godzinami, zapatrzony w taflę wody, i mówić, że „najwięcej dzieje się wtedy, gdy nic się nie dzieje”.
Był człowiekiem, który wiedział, jak smakują małe chwile.

Ciepły chleb, dobry smalec. który często sam przygotowywał i dzielił się z nim kiedy zaczynał pracę.  Kiedy pojawiała się wędzona ryba wiedzieliśmy że to od Piotra.

Dla niego gotowanie nie było obowiązkiem było językiem miłości i troski.
Nie gotował, by zachwycić. Gotował, by nakarmić. Nie robił zdjęć, nie chwalił się, nie liczył porcji. Po prostu brał garnek, składniki i szedł tam, gdzie było potrzeba.
Gotował dla tych, którzy milczą. Dla tych, którzy wstydzą się poprosić o pomoc.

Gotował dla bezdomnych, wspierał dzieci z domów dziecka, a gdy ktoś w potrzebie zapukał do drzwi zawsze je otwierał.

Angażował się w pomoc bezinteresownie – nie dla uznania, nie dla wdzięczności.
Po prostu dlatego, że nie potrafił przejść obojętnie wobec drugiego człowieka.
Kiedy ktoś potrzebował wsparcia, on zawsze znajdował czas. Nawet jeśli miał go niewiele.

Miał dar ten rzadki, spokojny dar widzenia człowieka takim, jaki jest. Bez ocen, bez etykiet.

A przy tym… uwielbiał ludzi.

Uwielbiał towarzystwo, rozmowy, śmiech, gwar. Zawsze otwarty, zawsze gotowy przyjąć dołączyć do wyzwania. Jego dom był miejscem spotkań –tętnił życiem i zapachem świeżo gotowanych potraw. Pół osiedla przychodziło do niego – jedni na posiłek , inni po herbatę, a większość po prostu po to, by pobyć w jego towarzystwie.

Kiedy gotował w domu, robił to z pasją artysty i precyzją naukowca.

Każda potrawa była dopieszczona, doprawiona, wymyślona na nowo. Eksperymentował, uczył się, zaskakiwał nas swoimi kulinarnymi pomysłami.

Nie znosił półśrodków mówił, że jeśli coś robi, to musi być „najlepiej, jak potrafi”.

Perfekcjonista, ale z duszą poety.

Zostawił po sobie coś więcej niż wspomnienia.

Zostawił smak – tego, jak wygląda dobro w codzienności.

Smak zupy, która rozgrzewa nie tylko ciało, ale i serce.

Smak prostego gestu, który znaczy więcej niż tysiąc słów.

Piotr był człowiekiem, który nosił dobro w ciszy.

A jego cisza mówiła o miłości więcej, niż ktokolwiek potrafiłby wypowiedzieć.


Wartości Piotra stoją u podstaw naszej misji, a jego duch towarzyszy nam na każdym kroku. Nieustannie kierując nasze działania ku realizacji ideałów, które tak wspaniale reprezentował.

Codziennie brakuje nam naszego Piotra, ale każdy dzień działania naszej Fundacji udowadnia nam, że jest blisko.